A więc.....
Podróż się udała w 100 % =] ... chociaż niektóre rzeczy zaraz Was zaskoczą .... mnie najbardziej zaskoczyło heheh, ale podsumowując w sumie cieszę się z przebiegu wszystkich zdarzeń... a wiem że każda długa podróż uczy !!!
Na początek krótkie podsumowanie:
czas - 4 dni,
nawinięte - 1700 km
spalanie ( mój bandzior) od 4,5 do 7,5 / 100km.
koszt - noclegi 120, jedzenie ok 180, paliwo 400 (oile nie zgubiłem jakiegoś paragonu.. a starałem się zbierać)
cena paliwa od 5,05 do 5,60.
Zapakowani spotkaliśmy się u Zibiego o 9:00, chwila pogaduchy i uzgodnienia szczegółów i pół godzinki później w drodze. Pierwsze tankowanie tuż przed wjazdem na A1 - wjazd Nowe Marzy .. chyba
Umówiliśmy się , że przerwy robimy co ok 150 km. Następne tankowanie zrobiliśmy na A1 po 135 km . Czas pomiędzy tankowaniami to ok 40-45 minut -

prędkość przelotową proszę samemu obliczyć =D.
Podróż nam minęła bardzo płynnie - pogoda dopisywała i tak dojechaliśmy do Bielska Białej
.
Następnie Zibi pokierował drogą przez Międzybrodzie - żałuję że nie włączyłem kamerki wtedy - piękne trasy z winklami 180 stopni. Zadowoleni i nie zmęczeni jazdą tylko po prostu całym dniem dojechaliśmy do Zakopanego od strony Chochołowa.
I wtedy się wydarzyło ....
Ja już zaoferowany tętniącym życiem w centrum Zakopca zacząłem zamiast na drogę rozglądać się wszędzie dookoła. Patrzę na restauracje , kózki i "łowieczki ;P " i tak ...
ktoś wchodzi na jezdnię > auto nagle hamuje > za nim gwałtownie następne > potem ja patrze na drogę (za późno ) ... daje po cheblach ..... przednie koło blokada ... tylnego hamulca nawet nie zdążyłem nacisnąć .... LEŻĘ.
Zibi jak opowiadał (jechał za mną) twierdzi, że zobaczył dym spod obu kół (może klocki nie wiem ), ja z około 25 km/h wyhamowałem praktycznie do zera > padam > wyskakuje spod maszyny > fruwają plastiki ....Zamarł - tysiąc myśli "co teraz ?!?!? " ... Zibi blokuje drogę.
Ja wstaję > wyłączam zapłon . Kolo z auta , w które omal nie wyczesałem, wyskakuje i przeprasza mnie że tak nagle zahamował i czy nic mi nie jest itp. Ja dobrze wiedziałem że to moja wina i odprawiłem typa. Zibi myślał że typ z ryjem że w niego walnąłem ... ale nic takiego nie było.
Ktoś wysiadł z auta i pomógł mi podnieść maszynę. Ja CAŁY - spadłem na prawe biodro intuicyjnie zabierając nogę spod maszyny - ochraniacz w spodniach zrobił robotę. Odpalam maszynę .... rozrusznik chwilę musiał przepalić to co zalało gaźniki i maszyna... CHODZI RÓWNIUTKO =]
Odjeżdżam na bok, żeby odblokować przejazd, ocenić straty i chwilę złapać oddech. Efekt upadku na fotkach poniżej:
Ogólnie, gmol zrobił robotę - gdyby nie on to miałbym dziurę w silniku , brak oleju i powrót na lawecie...... kierunku brak.......
Po następnych 15 minutach dojechaliśmy do domku.
KONCENTRACJA DO OSTATNIEJ CHWILI !!!
Ogólnie była chwila strachu, później złości a potem człowiek pomyślał że to nauczka a tak naprawdę poza kosmetyką to ... nic się nie stało

:D:D ... poszliśmy na piwo HEJ!!! c.d.n.