Dzień 1.
Niedziela godz 9:00 punktualnie u mnie w Mikołajkach

Szybka pogadanka i mamy jechać, ale .....nie jedziemy :/
Zibi zorientował się że nie zabrał bagażu .. tankbag został w domu .... więc zawrotka i czekamy aż nawinie z powrotem do Sztumu. My tym czasem pod daszek do altany - słoneczko było ładne - zapowiadało się ok. Po pół godzinie ruszyliśmy.
Kilometry mijały płynnie i tak dojechaliśmy do Modlina zwiedzać twierdzę.
Mało fotek , ale wrażenie zrobiło, Słynną bramę od CK Dezerterów widzieliśmy

Zbieramy się do wyjazdu i ... tu zaczyna się przygoda >> zaczęło lać - czekamy około pół godziny i nic nie zanosi się na to ze przestanie. Jakieś cwaniaki na "drogich maszynach" ubrali kaski na głowy żeby im włosy nie zmokły poszli do maszyn i w tym deszczu zaczęli się ubierać w sztormiaki - masakra

My wzięliśmy parasol > sztormiaki przynieśliśmy sobie do muzeum gdzie się w suchym przebraliśmy i dopiero w drogę hmm może tamci byli bardzie ekstremalni niż my :/

Zlało nas równo heheh - Muszka mógł wyciskać swoje rzeczy po wyjęciu z sakw.
Raz jak ruszaliśmy spod świateł coś mi nie pasowało.. ja gazu a moto stoi - ja mocniej gazu a tu dupa zaczyna mi tańczyć hehe potem Kwiatek, który stał za mną się śmiał, że chyba kontrola trakcji w moim bandziorze wysiadła

Mieliśmy dwie ulewy. Gdy już w ciepłym wietrze przeschnęliśmy to na horyzoncie zrobiło się ciemno... mieliśmy bardzo długi prosty odcinek lekko pod górkę - na lewo czarno na prawo czarno, a na wprost jak światełko w tunelu - czyściutkie niebo ... wszyscy zapieprzamy z nadzieją że ominiemy deszcz, ale .... po wjechaniu na koniec górki.... droga skręciła

i prosto w ulewę - ale się śmiałem pod kaskiem - ulewa trwała może 5 minut - ale jeszcze mocniej nas zmoczyła niż pierwsza.. hehe ale jak wspominam te jasne niebo na końcu drogi to mam banana na gębie hheh - eh ta nadzieja

Na pierwszy nocleg dojechaliśmy już po zmroku. ALe jeszcze jedna przygoda była. Mucha zaprowadził nas pod pensjonat chyba " U Bogusi" - bo tak miało być ... ale okazało się, że to nie był ten pensjonat - mamy jechać dalej a moje moto nie odpala

ZONK. Wydawało się że po deszczu elektryka odmówiła posłuszeństwa - dawaj na pych i pojechali. 5 minut później byliśmy na miejscu. RELAX
O braku zapłonu będzie następnego dnia... c d n. pozdro
aaaaa jeszcze jedno HAHAH pomiędzy jedną ulewą a drugą zrobiliśmy postój w MC Donalds i podczas chowania moto po pseudo daszek przed deszczem, przy prędkości 0,05 km/h zahaczyłem sakwą o stojący obok rower i .. leżę - ja pitu ..rower mnie pokonał

Strat żadnych, tylko

... kurna moto załadowane po brzegi to taka ciężka krowa ... we trójkę podnosiliśmy

pozdro

eh a rower nie drgnął - zielony na fotce
cdn